Rzadko piszę na blogu o restauracjach, a jeśli już to raczej o miejscach oryginalnych i takich, gdzie jedzenie wywarło na mnie wrażenie. Ostatnio jadam na mieście głównie w przypadku wyjazdów służbowych, a że na początku listopada rzuciło mnie na południe Polski to odwiedziłam lokale w Chorzowie, Katowicach i Wrocławiu. Aż dwa z trzech miejsc, były to bistra uczestników programu Top Chef.
Późne śniadanie miałam okazję zjeść w Mañana Bistro & Wine prowadzonym przez Przemysława Błaszczyka finalistę drugiej edycji programu Top Chef. Bistro serwuje zestawy śniadaniowe i ciabatty, od rana można zamówić też desery. U mnie na stole pojawił się zarówno zestaw z jajkiem po florencku, jak i przepyszna ciabatta z jajkiem sadzonym, papryką i bekonem (hołduję konkretnym, treściwym śniadaniom). A na osłodę zaś były trzy mini kremy brûlée każdy o innym smaku oraz obłędny sernik z białą czekoladą i sorbetem porzeczkowym. Porcje konkretne, produkty świeże, jajko do kanapki, w takiej formie o jaką poprosiłam i do tego całość w bardzo przyzwoitej cenie. Było to chyba najlepsze śniadanie jakie dane było mi zjeść na mieście od dwóch lat. Żałuję, że nie mogłam spróbować menu głównego.
Na otarcie łez obiad zjadłam w Katowicach w Bistro Kofeina, gdzie szefem kuchni jest Marcin Czubak – finalista trzeciej edycji Top Chef. Miejsce jest nieduże, stąd też czasem trzeba poczekać na stolik. W okolicy jest dużo lokali, gdzie można zjeść, więc to, że klienci stoją w kolejce świadczy tylko o tym, że musi być warto. Sam szef kuchni ujmuje naturalnością oraz pokorą. Dania pojawiają się bardzo szybko i jeszcze szybciej znikają z tablicy wiszącej na ścianie. Moje zamówienie obejmowało pierogi, indyjską zupę pomidorową, pierś indyka z kaszą gryczaną i purée z selera (cudowne, aż szkoda, że nie stanowiło samodzielnego dania), a także sernik dyniowy. Świeżo, szybko, smacznie. Smakowo troszeczkę słabiej niż w Mañana Bistro & Wine, ale tyko troszeczkę. Na pewno będę zaglądać zarówno do Mañana Bistro & Wine jak i Bistro Kofeina.
Dzień wcześniej byłam we Wrocławiu. Kolacja w Szajnochy 11 była związana z moimi zawodowymi obowiązkami. Mimo obowiązków miałam okazję porozmawiać z bardzo sympatycznymi kucharzami, którzy opowiedzieli mi trochę o wrocławskich gustach klientów restauracji. Jeśli chodzi o sushi, to jest ono poprawne, dostosowane smakowo do oczekiwań Polaków. Jego niepodważalnym atutem jest świeża, wyselekcjonowana ryba. Warto spróbować miso shiru, dawno nie jadłam takiego w Polsce. Na szczególną uwagę zasługują też desery podane w niebanalny sposób.
Poniżej kilka zdjęć potraw (niestety wykonanych komórką ze słabym aparatem).