Ciasto ze śliwkami

Śliwki pochodzą prawdopodobnie z Kaukazu i od bardzo dawna towarzyszą człowiekowi. Znali je Chińczycy, Etruskowie, Słowianie. Owoce te był bardzo popularne w średniowiecznej Francji. Nazwa jednej z odmian – renkloda (Reine Claude – Królowa Klaudia) – została nadana przez François Belona na cześć Klaudii de Valois (1499-1524), żony króla Franciszka I, która jak opisują ją źródła historyczne była słodka i dobra. Śliwki jada się suszone oraz świeże. Są częstym dodatkiem do mięs (w szczególności wieprzowiny oraz drobiu, a w kuchni krajów Bliskiego Wschodu również do jagnięciny), składnikiem dżemów, marmolad, nadzień do ciast, a także sosów. Możemy zamarynować je w occie czy zrobić z nich aromatyczną nalewkę. Ja przygotowałam na dziś przepis na swojski placek z węgierkami.

Ciasto ze śliwkami – przepis

500 – 600 g śliwek węgierek
300 g mąki
130 g cukru
100 g masła
4 żółtka
szczypta soli

Masło rozpuszczamy w misce, po czym dodajemy żółtka oraz sól i dokładnie mieszamy. Następnie idzie przesiana przez sito mąka i cukier. Ciasto dobrze wygniatamy i gdy jest gotowe, rozwałkowujemy je, a na koniec umieszczamy w wysmarowanej masłem formie. Placek wstawiamy na 15 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. W tym czasie śliwki kroimy na pół. Po wyjęciu ciasta z piekarnika układamy na wierzchu śliwki i pieczemy przez kolejne 25 minut w temperaturze 180 stopni. 5 minut przed końcem pieczenia możemy posypać wierzch odrobiną cukru, który pod wpływem ciepła lekko się karmelizuje.

Ciasto ze śliwkami

Jarmark Dominikański 2012 – kulinarnie

Co roku w Gdańsku odbywa się Jarmark Dominikański. To święto turystów, handlarzy, a także tych, co lubią podjeść. Poza standardowymi namiotami sprzedającymi bigos, kiełbaski i nadmorskie oscypki spod samiuśkich Tater, można znaleźć trochę kulinarnych nowinek.

W tym roku na odwiedzających czekają spotkania z różnymi kuchniami europejskimi. Najwięcej stoisk z żywnością zagraniczną sprzedaje produkty z Litwy: wędliny, pieczywo, kwas chlebowy, alkohole oraz sękacze i pierniki. Dostaniemy wina polskie, hiszpańskie oraz włoskie. Duży wybór napitków na miodzie, wódek ze złotem oraz piw zarówno tych polskich jak i zagranicznych (litewskich, belgijskich, ukraińskich). Poza oscypkami, na stoisku austriackim można kupić ichnie sery sezonowane oraz wędliny, a także spróbować lemoniady ziołowej.  Trafiłam na jeden namiot z bałkańskimi przetworami oraz jeden z gruzińskimi napojami i owocami marynowanymi w zalewie, wśród których znajdziemy poza brzoskwiniami czy jeżynami takie ciekawostki jak zielone orzechy włoskie czy mandarynki ze skórką.

Dla mnie przebojem okazały się karaimskie kybyny (duże pieczone pierogi) dostępne w trzech wariantach: z jagnięciną, kurczakiem oraz kapustą. Sprzedawane są na stoisku będącym jednocześnie reklamą restauracji z Trakai (Litwa). Poza nimi można w tym miejscu nabyć Karaimų tradicinė trauktinė – 38 procentową, ziołową nalewkę o ładnym bursztynowym kolorze.

Tegoroczny Jarmark Dominikański trwa do 19 sierpnia.

Jarmark Dominikański 2012, Karaimski kybyn z jagnięciną

Jarmark Dominikański 2012, Gruzińskie przetwory

Jarmark Dominikański 2012, Gruzińskie soki

Jarmark Dominikański 2012, Alkohole na miodzie

Jarmark Dominikański 2012, Belgijskie piwa

Jarmark Dominikański 2012, Wędzone wędliny

Jarmark Dominikański 2012, Litewskie specjały

Jarmark Dominikański 2012, Litewskie pierniki

 

Sushi a sprawa polska

Japońska kuchnia zawitała na europejskie salony już wiele lat temu i nic nie zapowiada jakoby miała się z nich wyprowadzać. W Polsce również przybywa lokali serwujących dania rodem z Kraju Kwitnącej Wiśni. Ciekawa jestem zatem, czy ktoś kiedyś zastanawiał się, czy na przykład serwowane w Polsce sushi przyrządzane jest zgodnie z japońską recepturą?

Smaki świata

Upodobania smakowe różnią się w zależności od kraju. Hindusi nie stronią od ostrych potraw, kuchnia arabska jest aromatyczna i pachnąca, śródziemnomorska nie istniałaby bez oliwy z oliwek. My też mamy nasze własne preferencje kulinarne. Do jedzenia dodajemy wiele różnych przypraw (majeranek, pieprz, cynamon), jesteśmy przyzwyczajeni do obecności cukru w licznych produktach i niestety bardzo często nadużywamy soli. Dzięki temu nasze codzienne potrawy mają dość wyrazisty smak. Japonia natomiast leży na zupełnie innym biegunie smakowym. W kuchni Kraju Kwitnącej Wiśni liczy się przede wszystkim naturalny delikatny smak każdego produktu użytego do przygotowania jedzenia. Stąd też Japończycy używają bardzo mało substancji wpływających na smak. Wśród tych najpopularniejszych są: sól, sos sojowy, ocet ryżowy, wasabi (nazywane potocznie japońskich chrzanem), mirin (słodka sake), pasta miso. Dla wielu osób, zwłaszcza tych przyzwyczajonych do ostrych czy aromatycznych kompozycji, kuchnia japońska wydaje się być kompletnie pozbawiona smaku. Mimo to jednak sushi przyjęło się na całym świecie.

 Diabeł tkwi w szczegółach

 Tak naprawdę w około 70-80% restauracji japońskich w Polsce serwowane jedzenie nie jest przygotowywane zgodnie z japońskimi recepturami. Nie chodzi tutaj tylko o kwestie samego smaku. Nie od dziś bowiem wiadomo, że w Japonii tuńczyk będzie nieco inny niż w Polsce. Za przykład weźmy sushi. Jego smak zależy w dużej mierze od odpowiednio przygotowanego ryżu, zalanego specjalną zaprawą z octu ryżowego, cukru i soli. W zależności od proporcji tych trzech składników, możemy otrzymać ryż zarówno bardzo wytrawny w smaku, jak i bardzo słodki. W polskich barach sushi przeważa ta ostatnia opcja. Nie należy jednak upatrywać w tym spisku restauratorów. Wynika to z tego, że my Polacy wolimy sushi o słodszym smaku. Co ciekawe czasem zdarzają się nawet osoby, które przyzwyczajone do rodzimej wersji sushi uważają te przygotowywane w Japonii za niesmaczne. Kolejnym odstępstwem od ogólnie przyjętych w Japonii zasad jest nadużywanie sosu sojowego. Przyzwyczajeni do intensywnych doznań smakowych nie wyobrażamy sobie, jak można byłoby jeść sushi bez niegołego sosu. Natomiast w Kraju Kwitnącej Wiśni przyprawa ta używana jest w niewielkich ilościach i jedynie po to, by wydobyć smak jedzenia.

 W obronie tradycji

 W barach sushi zdarzają się jednak i większe wpadki. Czasem stosowany jest ryż długoziarnisty zamiast krótkoziarnistego, błędnie podawane są nazwy sushi. Nadużywa się sałaty jako środka do dekoracji. W menu możemy również znaleźć nieprawdziwe informacje o japońskich zasadach etykiety i kuchni japońskiej ogólnie. Do często popełnianych przewinień należy także podawanie gościom drewnianych pałeczek wielokrotnego użytku, co jest niezgodne z zasadami higieny. Na pałeczki zalecam zatem zwrócić szczególną uwagę. Najlepiej gdyby to były waribashi – pałeczki, które trzeba rozerwać przed użyciem. O tym, że smak japońskich potraw serwowanych w zagranicznych restauracjach potrafi znacznie odbiegać od japońskich norm, może świadczyć fakt, że zainteresowało się tym Japońskie Ministerstwo Rolnictwa. Brytyjski dziennik The Independent podał w 2007 roku informację o pracach nad „certyfikatem na sushi”. Miałby on być przyznawany lokalom serwującym potrawy, które w smaku nie odbiegałyby od tych z Kraju Kwitnącej Wiśni. W dużej mierze owe certyfikaty wymierzone były w koreańskich restauratorów, którzy to głównie prowadzą lokale z kuchnią japońską za granicami Japonii. Cała sprawa oczywiście ma również wydźwięk polityczny. Podstawowym założeniem certyfikatu jest przede wszystkim ochrona tradycji kulinarnych, co jest  niezmiernie ważną kwestią w dobie globalizacji. Na razie nie słychać nic więcej na temat prac nad tym projektem, jednak sprawa dbałości o zachowanie tradycyjnych norm w przygotowywaniu japońskiego jedzenia jest często poruszana podczas spotkań oraz konferencji naukowych poświęconych żywieniu.

Tekst ukazał się na Ugotuj.to.

Bliny gryczane ze śmietaną i wędzonym łososiem

Bliny to rodzaj naleśników popularnych w Rosji, na Ukrainie, Litwie oraz Białorusi. Jest wiele możliwości podania tej potrawy, tak jak różnorodne są same bliny. Naleśniki mogą być z dodatkiem drożdży lub bez. Wyrabia je się z mąki pszennej lub mieszanek np. mąki pszennej z gryczaną, pszennej z żytnią. W niektórych rejonach dodaje się do środka kaszę czy kefir.

Dawniej w kulturze słowiańskiej ze względu na swój okrągły kształt symbolizowały słońce. Później zaczęto podawać je z okazji Maslenicy – początkowo pogańskiego święta, obecnie włączonego w kalendarz obrzędowy kościoła prawosławnego. Maslenica to odpowiednik naszych ostatków, współcześnie przypada na 7 tygodni przed Wielkanocą. To czas zabawy, przyjęć no i oczywiście objadania się blinami.

Przepis na bliny gryczane nie należy do bardzo klasycznych. Jest bez dodatku drożdży i mąki pszennej. Dostałam go z Wilna od znajomych teściów wraz z dwoma innymi przepisami na bliny na bazie drożdży.

Bliny gryczane ze śmietaną i wędzonym łososiem – przepis:

200 g mąki gryczanej
400 ml kwaśnej śmietany
1 łyżeczka soli
łosoś wędzony w plastrach
kwaśna śmietana

Śmietanę dokładnie mieszamy z mąką gryczaną i solą. Rozgrzewamy patelnię z odrobiną tłuszczu (najlepiej jeśli to będzie smalec). Przy pomocy łyżki lub szprycy nakładamy na patelnię grubsze placuszki nie większe niż 5-6 cm średnicy (mąka gryczana jest dość słaba jako spoiwo, więc większe placki będą się rozpadać). Bliny smażymy na średnim ogniu aż zrobią się złociste. Podajemy je posmarowane grubą warstwą kwaśnej śmietany i ozdobione wędzonym łososiem.

Bliny gryczane ze śmietaną i łososiem, Fot. Hanami®

„Jiro śni o sushi” – recenzja filmu

Jiro ma 85 lat i mimo, że jest szefem kuchni, którego restauracja zdobyła trzy gwiazdki Michelin, to codziennie dojeżdża do pracy pociągiem. Nie uzdrawia innych lokali gastronomicznych, nie robi za eksperta w telewizyjnych konkursach gotowania, nie gra w reklamach. On po prostu skupia się na tym, co robi najlepiej, czyli na sushi.

W jego małym, urządzonym bez zbytków lokalu można zjeść bardzo klasyczne sushi ograniczające się praktycznie (z wyjątkiem np. tamago (omlet) czy maki zushi z tykwą marynowaną) do nigiri zushisushi składającego się z kulki ryżowej na którą nałożony jest kawałek ryby lub owoców morza. Za posiłek przygotowany przez szefa kuchni trzeba zapłacić co najmniej 30 000 jenów (prawie 1300 zł), ale i tak chętnych nie brakuje, gdyż wymagana jest rezerwacja z miesięcznym wyprzedzeniem.

Jiro śni o sushi (reżyseria David Gelb) to film dokumentalny pokazujący kilka dni z pracy Jiro, jego dwóch synów oraz pozostałych pracowników. Główny bohater jest bardzo japoński. To człowiek starej daty z mocnym kręgosłupem moralnym. Silny, nieugięty, twardy, wymagający oraz surowy sieje postrach, ale również wzbudza szacunek wśród współpracowników. Jest mistrzem, mimo, że sam nigdy sam o sobie tak nie mówi. Jego świat to ciągłe dążenie do perfekcji. Posiada  niezwykłe umiejętności, ale nie wymyśla nowych potraw czy nie nadaje im nazw. On skupia się na udoskonalaniu techniki przygotowywania sushi.

Wizytom na targu rybnym oraz różnym etapom przygotowywania i podawania sushi towarzyszy świetnie dobrana muzyka stworzona przez Philipa Glassa. Piękne zdjęcia, w szczególności gotowanego oraz podawanego jedzenia na długo zostaną w mojej pamięci. Ich sugestywność silnie oddziałuje na zmysły, więc nie polecam projekcji na pusty żołądek.

Jiro śni o sushi powinni obejrzeć pasjonaci Japonii, miłośnicy dobrej kuchni, a także restauratorzy i kucharze specjalizujący się nie tylko w kuchni orientalnej. Jiro bowiem pokazuje, czym jest szacunek do jedzenia, pracy i gości przychodzących na posiłek do restauracji. Uświadamia, że sztuki kulinarnej człowiek uczy się przez całe życie, a mimo to do szczytu mu jeszcze daleko. Jestem pewna, że po tym filmie, nie jedna osoba zastanowi się, czy użyć słowa sushi master w restauracji w Europie.

[youtube_video id=”XBuIihF01D4″]

Jiro śni o sushi – wydanie DVD
Reżyseria: David Gelb
Wydawca: Gutek Film
Czas trwania: 80 minut

Ciasto z mąką z czarnego, kleistego ryżu

Będąc w sklepie z żywnością orientalną, kupiłam kilka różnych mąk, wśród których znalazła się lekko fioletowa, miałka mąka z czarnego kleistego ryżu. Tę odmianę ryżu uprawia się głównie w Indonezji, Tajlandii i Chinach. Mieszkańcy Państwa Środka wyrabiają z niego makaron, w kuchni indonezyjskiej i tajskiej najczęściej stanowi on jeden ze składników deserów. Zaczęłam od ciasta. Na pierwszy front poszło połączenie fioletowej mąki z ze słowiańską, miodową nutą i wyszedł delikatny miodowy, ciemny placek.

Ciasto z mąką z czarnego, kleistego ryżu – przepis

100 g mąki z czarnego, kleistego ryżu
80 g mąki pszennej
100 g masła
100 g miodu
4 jajka
szczypta soli

Białka oddzielamy od żółtek i ubijamy, dodając szczyptę soli. Rozpuszczamy masło w misce i gdy jest już płynne, dolewamy miód. Następnie dodajemy do tej masy żółtka i ponownie mieszamy. Później powoli dosypujemy przesiane przez sito mąki z czarnego ryżu oraz pszenną, a na sam koniec ubite białka. Mieszamy, aż ciasto będzie gładkie i bez grudek, po czym przelewamy do formy. Pieczemy przez 45 minut w piekarniku rozgrzanym do 180 stopni.

Ciasto z mąką z czarnego, kleistego ryżu, Fot. Hanami®

Kuchnia japońska. Fakty i mity – sushi oraz alkohole japońskie

Japońskie specjały zadomowiły się u nas na dobre. Europejczykom przypadł do gustu nie tylko smak potraw z Kraju Kwitnącej Wiśni, ale również estetyczny, ciekawy sposób ich podania. Możemy odkrywać uroki kuchni japońskiej w restauracjach i barach sushi, a dzięki szerszej dostępności produktów orientalnych, nawet spróbować upichcić coś w domu. Początkowo informacje o japońskiej sztuce kulinarnej można było wyczytać głównie w zachodnich publikacjach, dziś – w dobie Internetu wystarczy wpisać tylko odpowiednie hasło w wyszukiwarce. Niestety nie zawsze to, co znajdziemy na stronach internetowych jest zgodne z prawdą. Przez lata nagromadziło się wiele różnych poglądów i wyobrażeń na temat kuchni japońskiej. Ale zacznijmy od początku.

Sushi

Pierwsze skojarzenia związane z kuchnią japońską, jakie przychodzą na myśl przeciętnemu Polakowi to: sushi, ryż, zielona herbata i surowa ryba. Ze względu na te wyobrażenia bardzo często na pytanie: „Co to jest sushi?” bez zastanowienia błędnie odpowiadamy: surowa ryba. W tej potrawie tak naprawdę najważniejszym elementem jest ryż. Ryż przygotowany ze specjalną zaprawą z octu, soli i cukru. Ryby, owoce morza, warzywa (a od lat siedemdziesiątych XX wieku również mięso, sery czy owoce) to tylko dodatki.

Ponieważ to chyba najpopularniejsza japońska potrawa na świecie, możemy znaleźć wiele sprzecznych informacji dotyczących chociażby sposobu jej jedzenia. Liczne źródła zalecają przed rozpoczęciem konsumpcji wymieszać wasabi z sosem sojowym. Niestety taka praktyka nie należy do najbardziej eleganckich i jest przejawem nieznajomości zasad zachowania przy stole. Owy zwyczaj narodził się wraz z pojawieniem się kaitenzushi („kręcące się sushi”). Terminem tym określa się sushi (a także lokale serwujące sushi), które ustawione na talerzyku przemieszcza się po metalowej taśmie (w europejskim i amerykańskim wydaniu najczęściej są to talerzyki pływające na drewnianych łódkach). Ten typ lokali gastronomicznych nastawiony jest na duży przepływ klientów, stąd też serwowane tam jedzenie musi być jak najbardziej neutralne. W dobrych japońskich restauracjach najczęściej mamy bezpośredni kontakt z szefem kuchni, przygotowującym dla nas sushi. Wybierając coś z menu, zawsze możemy sprecyzować dokładnie jaki typ jedzenia lubimy: łagodny czy ostry. Natomiast kaitenzushi nie daje takiej możliwości. Jeżeli stwierdzimy, że nasze sushi nie jest tak ostre, jak byśmy chcieli, możemy przy pomocy pałeczek rozprowadzić odrobinę wasabi po rybie lub innym składniku. Jedząc nigirizushi, należy chwycić je pałeczkami, następnie przed zamoczeniem w sosie sojowym przechylić delikatnie tak, by kontakt z płynem miała ryba lub inny składnik znajdujący się na wierzchu. Unikniemy w ten sposób sytuacji, w której namoczony ryż wpadnie nam do naczynia na sos sojowy.

Alkohole japońskie

Japońskie potrawy dobrze jest podawać w akompaniamencie trunków pochodzących z Kraju Kwitnącej Wiśni. Do wyboru mamy między innymi sake, umeshu lub japońskie piwa. Z sake sytuacja jest nieco skomplikowana bowiem w języku japońskim wyraz ten oznacza ogólnie alkohol. Mówiąc o kilkunastoprocentowym japońskim trunku na bazie ryżu (który u nas zwykło nazywać się „sake”), Japończycy używają słowa nihonshu („alkohol japoński”). Możemy podawać go na różne sposoby: na ciepło – zimą lub schłodzony – latem. Do sushi najczęściej serwuje się zieloną herbatę lub piwo (niekoniecznie produkcji japońskiej). Nihonshu pijemy przed lub po podaniu sushi, nie w trakcie konsumpcji.

Ciekawym alkoholem jest również umeshu, błędnie nazywane winem śliwkowym. Jest to bowiem nalewka japońska o delikatnym słodkim smaku i aromatycznej owocowej nucie. Podobnie jak nihonshu może być podawana na ciepło i na zimno. Nalewkę można rozcieńczać wodą (często w takiej też formie jest już sprzedawana w Polsce), napojami gazowanymi, a także podawać z lodem. Ze względu na subtelny smak alkohol ten pasuje do różnych deserów, w tym także do europejskich. Niekiedy umeshu można spotkać w sklepach pod nazwą Choya, jednakże jest to tylko nazwa jednej z firm produkujących ten alkohol (podobnie jak zwykło się mawiać na obuwie sportowe „adidasy”). Japończycy często zamiast kupować gotową nalewkę, przygotowują ją sami w domu.

Tekst ukazał się na Ugotuj.to.

Sezon truskawkowy

Już pojawiły się moje ulubione owoce. Truskawki, bo o nich mowa, znane były  w starożytności. Kiedy o nich myślę od razu nasuwa mi się obraz z pierwszego animowanego filmu o przygodach Asterixa, w którym porwany przez Rzymian Panoramix, każe przynieść sobie (poza sezonem) właśnie te owoce.

Mieszkańcy starożytnej Italii sprowadzali dzikie truskawki (z botanicznego punktu widzenia raczej poziomki) rosnące w Alpach. Indianie z Ameryki Północnej ucierali owoce w moździerzach i wyrabiali z nich truskawkowy chleb. Anglosaskie słowo streoberie używane było już około tysięcznego roku n.e. Polski wyraz truskawka pochodzi z języka jidysz od onomatopei trusk opisującej trzask towarzyszący łamaniu gałęzi i liści. Obecnie znany nam owoc powstał ze skrzyżowania poziomki wirginijskiej oraz poziomki chilijskiej – przywiezionej w 1714 przez francuskiego szpiega Amédée-François Frézier (stąd też owoce te po francusku nazywają się fraise) – przebywającego na misji w Chile i Peru.

Słodkie czerwone owoce sto dodatek licznych deserów. Jednym z najpopularniejszych są chyba truskawki a’la Romanow.  Został on opracowany przez wybitnego cukiernika Marie Antoine Carême, który czarował londyńskich i paryskich arystokratów swoimi niezwykłymi cukierniczymi cudami. Deser powstał dla cara Aleksandra I i jest to nic innego jak gniecione truskawki z bitą śmietaną i alkoholem (w zależności od wersji może to być np. dobre stare Porto albo likier pomarańczowy). Wszystkim stęsknionym za słonecznymi owocami proponuję nieco mniej carski pucharek – swojskie truskawki z bitą śmietaną.

Składniki:

500 g truskawek
250 ml śmietany kremówki 30% lub 36%
40-50 g cukru

Pozbywamy się szypułek po czym myjemy i kroimy truskawki na plasterki. Schłodzoną kremówkę ubijamy z cukrem. Deser podajemy w pucharkach.