Deser Mojito

Mojito to popularny kubański drink i chyba jeden z najbardziej rozpoznawalnych koktajli alkoholowych w ogóle. Orzeźwiający, chłodny, owocowy. Latem pomaga znieść upały, zimą przypomina o słońcu i wakacjach. Taki jest też mój pierwszy autorski deser, którego inspiracją był właśnie kubański napój oraz jeden z odcinków programu Top Chef: Desery. Mój deser mojito to panna cotta ze świeżą miętą i babeczką cytrusową.

Miętowa panna cotta:

250 ml śmietanki kremówki 36%
250 ml mleka
3 łyżki cukru
4 łyżeczki żelatyny
5 łyżek rumu
garść świeżej mięty

Żelatynę wsypujemy do filiżanki i wlewamy odrobinę zimnej wody. W ganku podgrzewamy śmietanę kremówkę, mleko i rum. Miksujemy kilka łyżek mleka z miętą i dolewamy do garnka. Kiedy mieszanina się zagotuje, rozpuszczamy w niej żelatynę i przelewamy do foremek. Po przestudzeniu panna cottę wstawiamy do lodówki na 2-3 godziny.

Babeczka cytrusowa:

3 jajka
70 g cukru
60 g mąki
sok wyciśnięty z 1 cytryny lub limonki
skórka z cytryny
1 łyżeczka ekstraktu waniliowego

Oddzielamy białka od żółtek. Białka ubijamy z cukrem i ekstraktem waniliowym. Następnie dodajemy żółtka. Ścieramy skórkę z cytryny i dodajemy ją do ciasta po czym wyciskamy z niej sok. Na sam koniec wsypujemy mąkę przesiewając ją przez sitko. Ciasto przelewamy do foremek takiej samej wielkości jak panna cotta i pieczemy prze 25-30 minut w piekarniku rozgrzanym do temperatury 180 stopni.

Kiedy babeczki ostygną, możemy podawać deser. Deserowe mojito przybieramy miętą.

Deser mojito, fot. Hanami®

Panna cotta waniliowa i czekoladowa

Panna cotta to jeden z popularniejszych włoskich deserów. Wywodzi się z północnych Włoch z Piemontu, ale popularna jest w całej Italii. Prosta w wykonaniu, o delikatnym, kremowym, rozpływającym się w ustach smaku i w wielu wariantach. Deser ten można przybrać na różne sposoby: owocami, sosami (owocowym, czekoladowym, waniliowym) czy orzechami.

Przepis na panna cottę:

250 ml śmietanki kremówki 36%
250 ml mleka
1 łyżka ekstraktu waniliowego
30 g gorzkiej czekolady
4 łyżeczki żelatyny

Żelatynę wsypujemy do filiżanki i wlewamy odrobinę zimnej wody. W ganku podgrzewamy śmietanę kremówkę, mleko i ekstrakt waniliowy. Kiedy mieszanina się zagotuje, rozpuszczamy w niej żelatynę. Połowę przelewamy do foremek, w pozostałej części natomiast rozpuszczamy czekoladę, po czym również rozlewamy do foremek (lub miseczek, zależnie od planowanego sposobu podania). Po przestudzeniu panna cottę wstawiamy do lodówki na 2-3 godziny. Podajemy z owocami, orzechami lub sosami smakowymi.

Panna cotta waniliowa i czekoladowa, fot. Hanami®

Tarta z musem czekoladowym z chilli

Trudno sobie wyobrazić świat słodyczy bez czekolady, a kuchnię bez ostrego chilli. Oba składniki przywędrowały do Europy z Meksyku. Chilli znane już było 7000 lat p.n.e. Czekoladę chętnie popijali Aztekowie. To właśnie nią Montezuma uraczył Cortesa w 1519 roku. Magiczny napój przygotowywano wtedy jednak zupełnie inaczej niż teraz. Czekoladę bowiem podawano w formie spienionego wywaru, w skład którego wchodziło między innymi ziarna kakaowca i chilli. Cortes i jego towarzysze nie byli zachwyceni gorzko-ostrym połączeniem. Dziś czekolada z chilli jest modnym połączeniem smakowym, wykorzystywanym w cukiernictwie.

Przepis na tartę z musem czekoladowym z chilli:

Ciasto:

1 ½ szklanki mąki
½ szklanki cukru
1 łyżeczka soli
120 g masła
1 jajko
2 łyżki wina Marsala

W naczyniu mieszamy mąkę, cukier, masło, łyżeczkę soli, jajko oraz 2 łyżki wina Marsala po czym dokładnie ugniatamy. Kiedy ciasto jest wyrobione, wkładamy je na 30 minut do lodówki.

Mus czekoladowy z chilli:

400 g śmietany 18%
200 g gorzkiej czekolady
90 g cukru
35 g kuwertury
5 łyżek mleka
2 jajka
2 płaskie łyżki mleka

W międzyczasie przygotowujemy mus czekoladowy z chilli. W garnku rozpuszczamy 200 gram czekolady następnie dodajemy śmietanę i podgrzewamy. Białka ubijamy z cukrem. Następnie do czekolady wymieszanej ze śmietaną dodajemy żółtka, mieszamy, a na sam koniec dodajemy ubite białka i chilli. Mus odstawiamy na chwilę do przestygnięcia. Cisto wyjmujemy z lodówki i wkładamy do formy. Wycinamy z papieru do pieczenia okrąg większy niż forma, układamy w formie i wsypujemy ziarna fasoli (zapobiegną one obsuwaniu się brzegów ciasta). Ciasto wstawiamy na 15 minut do piekarnika rozgrzanego do 180 stopni. Kiedy się podpiecze schładzamy je lekko i wlewamy do środka mus. Całość wstawiamy na 30-35 minut do piekarnika (180 stopni). Kiedy ciasto przestygnie, przygotowujemy polewę. W garnuszku roztapiamy kuwerturę i mieszamy ją z mlekiem. Tak przygotowaną polewą ozdabiamy ciasto. Tarta z musem czekoladowym z chilli to świetne, rozgrzewające ciasto chłodne dni.

Tarta z musem czekoladowym z chilli, fot. Hanami®

Sernik kardamonowo-chałwowy

Sernik kardamonowo-chałwowySernik to ciasto o długiej historii. Jadali go starożytni Grecy i Rzymianie, a przepis na niego występuje praktycznie w każdej kulturze, w której używa się w kuchni sera białego. Cheesecake, Käsekuchen, pastel de queso, juustokakku bez względu na nazwę powinien być delikatny, kremowy i rozpływający się w ustach. Tym razem chciałabym zaproponować przepis na sernik z orientalną nutą. Będzie to bowiem ciasto z dodatkiem chałwy i kardamonu.

Przepis na sernik kardamonowo-chałwowy:

800 gram sera twarogowego mielonego
150 gram cukru
paczka ciastek owsianych (około 130 gram)
35 gram masła
270 ml śmietany 18%
4 jajka
2 duże łyżki mąki ziemniaczanej
200 gram chałwy
1 płaska łyżeczka kardamonu

Ciastka rozdrabniamy blenderem i mieszamy z roztopionym masłem. Z tak przygotowanej masy powstanie spód sernika. Ser z cukrem mieszamy mikserem. Następnie dodajemy jajka, śmietanę (120 ml), dwie łyżki mąki ziemniaczanej i łyżeczkę kardamonu. Kiedy masa jest już gotowa, dorzucamy pokruszoną chałwę (150 gram) i całość mieszamy łyżką, po czym przelewamy do formy. Sernik pieczemy przez 90-100 minut w piekarniku rozgrzanym do temperatury 170 stopni. Kiedy sernik ostygnie, można polać go polewą chałwową, którą przygotowuje się ze 150 ml śmietany 18% oraz 50 gram chałwy. Aby otrzymać delikatną kremową polewę, w niewielkim garnku podgrzewamy śmietanę i dodajemy do niej chałwę, po czym całość miksujemy blenderem. Sernik polany polewą wstawiamy na godzinę do lodówki.

Japońskie słodycze mamegashi

Jeszcze kilka lat temu mało kto by przypuszczał, że w Polsce zadomowią się egzotyczne specjały z Kraju Kwitnącej Wiśni. Dziś klienci zamawiający sushi czy sashimi nie dziwią już nikogo. Co więcej, Polacy przestają ograniczać się do tych dwóch dobrze znanych potraw, lecz powoli zaczynają odkrywać bogactwo kuchni japońskiej.

Zupa miso czy serek sojowy tōfu coraz częściej goszczą na naszych stołach. Zapraszamy znajomych na przygotowane własnoręcznie sushi i lampkę nalewki śliwkowej umeshu. Z ciekawości zaczynamy również próbować wagashi, czyli tradycyjnych japońskich słodyczy.

Świat japońskich słodyczy jest bardzo niezwykły i zróżnicowany. Każdy region może poszczycić się specjałem, którego nie można spróbować w innej części Japonii. Przysmaki z Kraju Kwitnącej Wiśni odbiegają od naszych wyobrażeń o łakociach. Zdecydowana większość z nich nie przypomina w smaku czekolady, chałwy czy ciasta. Możemy natomiast odnaleźć w Japonii aromatyczne krakersy pachnące krewetkami, posypane glonami pociętymi w wąskie paski, przepiękne ciastka nadziewane słodką pastą z fasoli czy mamegashi – ziarna roślin strączkowych podawane na różne sposoby.

Z tej bogatej gamy japońskich słodyczy obcokrajowcom najbardziej smakują krakersy ryżowe i mamegashi. Popularność tych drugich może wynikać z tego, że początkowo ziarna roślin strączkowych mylone były z lubianymi w Europie orzeszkami.

Historia mamegashi sięga zamierzchłych czasów. Soja i fasola azuki znane są mieszkańcom Archipelagu Wysp Japońskich już od około dwóch tysięcy lat. Jednak dopiero od VIII wieku n.e. zaczęto przygotowywać z nich słodycze. W dużej mierze przyczynili się do tego Chińczycy, od których mieszkańcy Kraju Kwitnącej Wiśni zapożyczyli wiele przepisów na łakocie. Najwięcej znanych do dnia dzisiejszego typów mamegashi powstało jednak dopiero po 1600 roku, kiedy to Japończycy zaczęli sprowadzać na większą skalę cukier i uprawiać trzcinę cukrową na wyspie Okinawa.

Do przygotowywania tych słodyczy używa się ziaren różnych roślin strączkowych: soi, fasoli azuki, bobu, grochu a od kilkudziesięciu lat nawet orzechów. Mamegashi najczęściej mają postać ziarenek obtoczonych w posypce lub ukrytych w chrupiącej skorupce. Gotowane, smażone czy kandyzowane „fasole” mogą mieć różne smaki w zależności od tego, jakie składniki zostaną użyte w końcowym etapie przyrządzania. Mamy, zatem kolorowe ziarna pokryte słodkim lukrem lub karmelem. Orzeszki ziemne prażone a następnie przesmażane na maśle z dodatkiem przypraw. Soję w chrupiących skorupkach o smaku krewetki, kałamarnicy, ryb oraz groszek obtoczony w wasabi (w Polsce potocznie nazywane „japońskim chrzanem”).

Najpopularniejsze mamegashi pochodzą z Kioto i noszą nazwę goshiki mame, czyli „pięciokolorowe fasole”. Zestawienie to jest nawiązaniem do chińskiej zasady pięciu przemian, gdzie każdy kolor odpowiada jednemu z elementów tworzących świat. Ziarna zielone symbolizują drzewo, czerwone – ogień, białe – metal, żółte – ziemię, zaś czarne – wodę. Powszechnie uważa się, że te pięciokolorowe słodycze przynoszą szczęście, dlatego też często ofiaruje się je nowożeńcom.

Mamegashi dostępne są również w Polsce. Te słone, ostre i o smaku ryb czy owoców morza idealnie pasują do piwa.

Tekst ukazał się na Ugotuj.to.